podpisuję się dwoma rękoma pod tym co napisałeś, dla mnie to samo. Obojętnie w jakim gównie będzie grał, To Russel "Stringer" Bell :]
Jako Stringer był świetny ale ja go wyżej cenię za Luthera, chociaż to przede wszystkim dlatego, że uwielbiam jego brytyjski akcent :) Ale jego amerykański też jest fajny.
O tak, w "Prawie ulicy" zagrał kapitalnie. Chyba zabiorę się za oglądanie "Luthera" specjalnie dla Stringera:-)
Dokładnie. Stringer Bell to jedna z najlepiej wykreowanych postaci w całej historii seriali ze stajni HBO, oczywiście zaraz obok Ala Swearengena- Deadwood( Ian Mcshane)i Tonego Sporano-Rodzina Soprano(James Gandolfini). Dla mnie numer 1 w The Wire. Oprócz Stringera lubiłem Omara i Bodiego.
"Prawo ulicy" - świetny serial, świetne postaci, Stringer bardzo dobry. Elba świetny w ogóle, nawet jako drugi plan w dennym Prometeuszu z "drewnianymi" głównymi odtwórcami - był światełkiem w tym czarnym tunelu - razem z Harrisem jako Filfieldem. Ale w "Luthrze" nie podchodził mi - podobnie jak cały serial - rozdęta, naciągana psychologia, posępność do skrętu kiszek, jazda po bandzie tak scenariuszem jak i aktorstwem. Lubię pokręcone, depresyjne produkcje BBC ale uważam, że "Luther" melodramatyzuje i ociera się o kicz. Dobrze, że widziałam Elbę we wcześniejszych produkcjach, nim padło na "Luthra" . Co nie zmienia faktu, że facet ma talent, świetne warunki i myślę że najlepsze dopiero przed nim. Oby tylko wylazł z kryminalnej szufladki.
W świetnym serialu kryminalnym "Luther" jest równie dobry :)
Detektyw o wielkim sumieniu, które go doprowadza do nieszczęść.
A na przeciwległym biegunie jego inteligentna przyjaciółka Alice, która jest wcieleniem seksu i zła.
Dodałbym, że dożywotni props należy się w zasadzie każdemu aktorowi przewijającemu się przez The Wire.